Nie lubię... się spóźniać i nie lubię spóźnialskich. Gdy biegnę zziajana i wiem, że się spóźnię tracę na zdrowiu.
Napór wyrzutów sumienia i WSTYD, powodują że każda minuta mojego spóźnienia mnie zabija, dosłownie w pół kroku.
Nie lubię... jak ktoś żuje gumę bez opamiętania z otwartą paszczą. I widzę ten jego otwór gębowy, zęby lub ich brak,
plomby lub ich brak, (amalgamat czy te nowsze, lepsze), w czasie gdy ślina wesoło przeskakuje z jednej strony szczęki na drugą
mogę obserwowac jego migdałki, guma pozbawiona uporczywym żuciem cukru robi się ...wystarczy? A niech
się jeszcze w tę gumę zaplącze jakiś paproch... teraz wystarczy.
Nie lubię... jak ktoś ma do mnie interes a zmusza mnie żebym podjęła wysiłek na jego rzecz. Na zasadzie niech pani zrobi,
a ja popatrzę. I wówczas pracuję zażarcie kilka godzin (które mogłabym poświęcić np na rzecz głodujących ludzi gdzieś tam)
dla tej osoby. Z kategorii tej uwielbiam jak ktoś chce przeprowadzić ze mną wywiad i umawia się w miejscu, które JEMU pasuje,
a ja, no cóż - w imię wYpominanej wielokrotnie promocji, 'dla pani ten wywiad to promocja, reklama' - muszę lecieć
przez całe miasto, żeby zrobić tej osobie przyjemność i spełnić jej zawodowe obowiązki. A na co nam promocja??? Promocja to
zrobienie nowego, bardzo dobrego programu, o którym wieść będzie się niosła a chwała będzie oczywista. Promocja psia mać!
I ty tu człowieku harujesz, pędzisz, zostawiasz dziecko w rękach sąsiadów, a po wywiadzie nawet cię spojrzeniem nie obdarzy.
Przecież już jest po pracy, to co się będzie uśmiechać...
Nie lubię... jak ktoś rozmawia ze mną nie patrząc na mnie. Ja rozumiem, że trudno patrzeć, czasem też mi ciężko, ale
próbuję, z szacunku do osoby, z którą rozmawiam. Ja to nieustannie ćwiczę i widzę, że się da. A jak się spojrzy w oczy to można
wzajemnie czerpać z nich spokój a dalej już pójdzie :)
Nie lubię... gdy ktoś postrzega mnie z perspektywy granych przeze mnie ról. "O, pani mąż to musi mieć z panią ciężko" itd.
W necie
po skeczu "Słaba płeć" (tudzież znanym pod tytułem "Kobieta") przeczytałam koment: "współczuję panu Krzysztofowi
Kołaczkowskiemu". No nie lubię. Zresztą już nie ma ani ciężko ani lekko. Ponadto ludzie są skłonni myśleć, że jestem silną
heterą, kobietą która może wszystko i która facetów kładzie jedną ręką. Noż kuuurczę :) Panuje jakieś przekonanie,
że jestem wszechmogąca i niezwykle wpływowa. Pamiętam przypadek gdy na jednym z festiwali
kabaretowych (byłam jednym z 5 jurorów) rozżalony kabaret podszedł do mnie i rzekł te słowa: "Kim pani jest, że decyduje pani
o losie ludzi, którzy są zawodowcami, ukończyli szkoły aktorskie! Kim pani jest?". Tak sobie pomyślałam, czasem lubię, że
skoro jestem sądząc z sugestii nikim, to czemu przyleźli do mnie? Czemu nie do Andrusa, czemu nie do Derfla? Werdykty jurorskie
często przypisywane są mojej osobie. Jeszcze parę takich przypadków a uwierzę, że mogę wszystko i się zacznie :) Tymczasem nie lubię.
Nie lubię... jak dowiaduję się o wszystkim na końcu, wszyscy już dawno wiedzą, zdążyli sie nade mną wyżalić, współczuć, a
ja nie wiem w jakiej
sprawie i czy w ogóle słusznie. No nijak się nie da polubić!
Nie lubię... jak ktoś robi ten sam błąd po raz trzeci czy czwarty. Myślę, że ze złośliwym komentarzem jestem w stanie
wytrzymać tylko do trzeciego razu. Potem następuje eksplozja sarkazmu i czystej złośliwości. Pod warunkiem oczywiście, że nie jest
to ktoś obcy, bo przecież co mnie to obchodzi, że ktoś robi błąd na przykład po raz czwarty myjąc nie moją teflonową patelnię drucikiem.
Nie lubię... wciskających się do autobusu staruszków obu płci. Rozumiem ich - zagubienie, pozostawienie na uboczu,
osamotnienie i poczucie zagrożenia. Mogę napisać referat o niesprawiedliwościach związanych z odsuwaniem ze społeczności osób
starszych, ale nie mogę spokojnie patrzeć jak matka z dzieckiem usiłuje samodzielnie (nie nie nie,
nikt nie pomagał, nikt) wejść do autobusu z wózkiem wypchanym po brzegi dzieckiem, a starsza pani jest silniejsza i matka jak
ten głupek zostaje na przystanku. Wiele razy przeżyte, ze łzą w oku.
Nie lubię... popełniać błędów jako kierowca. Wstyd mi wtedy i staram się w myślach ubłagać wszystkie kobiety świata o
wybaczenie, gdyż zdaję sobie sprawę, że przeze mnie jeden z drugim powie "tylko baba może tak pojechać". I tu chciałam powiedzieć,
że są gorsi. Starszy pan w czapce z nutrii i pan w wełnianej czapce z wąsem.
Nie lubię... dostawać mandatów. A kto lubi? No jasne, że nikt. Ale ja z tych bezpośrednich umiem się wyplątać, ale
szczególnie nie lubię tych pochodzących z radarów, bezlitosne i bardzo uwłaczające...
Boli mnie wtedy honor.
Nie lubię... gdy się mną manipuluje. Oczywiście wspaniale tę chęć w ludziach wyczuwam, ale milczę gdyż paraliżuje
mnie to co mnie żenuje, a po drugie fascynują mnie mechanizmy i motywacje. Patrzę patrzę i marzę tylko o tym, żeby już być
dalekooo.
Nie lubię... smutnych pań w biurach typu Urząd Skarbowy. Siedzą w futrzanych czapach na łbach, mają rybie, szklane oczy i
łypią złowrogo. Są smutne, bo czasy się zmieniły a my klienci nie padamy przed nimi na kolana. Hej bystre babki z biur - nie o Was tu chodzi! :)
Nie lubię... gdy postanowię sobie, że nie będę przeklinać a muszę. Dla podkreślenia wypowiedzi oczywiście. Czy czuliście kiedy, że chwila ta nadchodzi, że zbliża się do Was taki mały wulgar, małe brzydkie słowo na "k"? Czuję to często.