Joanna Kołaczkowska

Hobby Aśki

 

 

    No to... Lubię robić wiele rzeczy, ale takich najulubionych (jak powiada moja córka) - mam kilka. Od zawsze chciałam uprawiać jakiś sport. "Trzeba się ruszać, bo to zdrowo, bo relaks dziewczyno" - mówiła ciocia Ela. Każdy wie i ja też wiedziałam, ale życie jest takie trudne ... Nawet chodziłam na siłownię, ale zwyczajnie się nie przyjęło. I wreszcie znalazłam. Tenis. Przyjął się od razu, staram się chodzić dwa razy w tygodniu, mam dobrego trenera. Jak chcecie mogę polecić Wam pana Maćka. Moje chłopaki z kabaretu też się ostatnio wzieli za tenisa i byliśmy w tym roku razem na letnim obozie tenisowym, dużo grania i super towarzystwo. Do niedawna mogłam o sobie mówić, że jestem najbardziej zajadła ale teraz po problemach z kręgosłupem musiałam zarzucić... teraz chłopaki grają zażarcie.

 

    No to... Audiobook. To było w lipcu 2011 roku, zadzwoniła do mnie Basia Stenka, w której książkach rozczytuje się moja Hania. Basia zaproponowała mi nagranie audiobooka jej książki "Masło przygodowe". Nie dałam jej chwili do namysłu. Natychmiast powiedziałam TAK. Opamiętanie nie przyszło nigdy, gdyż w grudniu 2011 i styczniu 2012 roku nagrałyśmy materiał, który za dwa tygodnie ukaże się w sklepach. Powiem tak: było moim marzeniem przeczytać książkę dla dzieci. Drugie marzenie brzmi: niech się dzieciom spodoba. (czytaj więcej)

 

    No to... Pisanina. Zmusili mnie. Powiedzieli napisz kochana, i nim się obejrzałam już się zgodziłam. Niewielkich rozmiarów felietony do "Metra" (dodatek dla studentów. I z przyjemnością je tu opublikuję.

    Trochę się czaję, ale hop siup i publikuję mój blog partyzancki. Ważna rzecz - pisane wolnym strumieniem świadomości czy czymś tam, co mam gdzieś gdzie nie wiem, że to tam jest. Takim strumieniem napisałam na przykład poprzednie zdanie. Zapraszam.
Polecam również mój ulubiony blog www.niepamietnik.pl Uwielbiam ten rodzaj myślenia i to co tam się w tym łbie roi. Polecam gorąco.

 

    No to... Muzyka. Bez niej nie wyobrażam sobie życia. Gdy się w nim dzieje coś ważnego - gdy ważnego to zwykle niedobrego - muzyka potęguje huczące we mnie żywioły, ale jednocześnie wprowadza mnie w nowy świat, uszlachetnia moje cierpienie a słuchając sobie czegoś pięknego myślę, że to wszystko ma jakiś ukryty sens. A czego tak pięknego słucham... Na pierwszym miejscu mam Joni Mitchell, zaraz po niej, właściwie niemal razem Beatlesi. To dwie moje namiętności muzyczne życia. I będę się tego trzymać choćby jakieś cholery przytaszczyły mi inną, genialną muzykę! Najpierw byli Beatlesi, od zawsze, do Joni Mitchell musiałam dojrzeć. Odkryłam ją sama, po kupnie odtwarzacza CD, a pierwszą płytą jaką kupiłam była "Blue" Joni Mitchell. Oszalałam na jej punkcie, utwory "My old man", "Blue" i "River" najulubieńsze. Dalej Cocteau Twins i Dead Can Dance namiętnie słuchane jeszcze na studiach, ale po latach porzuciłam. Diane Krall, Elvis Costello ze swoimi "Juliet letters" (cudne), Kings of Convenience, lubię też (ale już nie namiętnie) całą masę artystów. No i co chwilę mam krótkotrwałe namietności muzyczne, jedne przemijają, inne zapadają się we mnie. Na przykład Ewa Demarczyk, przypomniana mi rok temu znienacka, a teraz utrwala się we mnie miłość do niej. I mój najnowszy szał to grupa Terminal, posłuchajcie zresztą... Już wydali plytę, gorąco polecam, gacie spadają. Wakacje 2008 upłynęły mi pod hasłem Blackfield, oszołomiona do nieprzytomności ich muzyką, spędzałam czas nieustannie słuchając. Ostatnio, jesienią jakoś, znajomy zaraził mnie muzyką zespołów, których kurczę nie znałam, teraz się nawet dziwię jak to się mogło stać. O czym mówię? Pain of Salvation i The Mars Volta. TMV to najdziksza muzyka jaką znam. I był taki moment, gdy niebo sie lekko otworzyło bo usłyszałam Sevendust z utworem "Xmas Day". A gdy usłyszałam Opeth, niebo się całkowicie otworzyło i spadł deszcz łez. Słucham, słucham tego wszystkiego i łeb mi pęka od wniosków, że tyle na świecie muzyki, a mój łeb jeden. Czasem wydaje mi się, że nie dam rady tego wszystkiego pokochać. A kocham. Cóż więc?

 

    No to... motor. Pierwsze kroki na motorze poczyniłam w wieku 10 lat. Było to na wsi, ktoś przytaszczył jakiś motor (nie pamiętam zupełnie co to było), pokazał mi co i jak, ja natychmiast zapomniałam i stał się dzień, w którym przejechałam sobie stopę. Ciekawskim powiem, że ruszyłam zanim usiadłam na motorze. Czyli złe wspomnienia. Aż do września 2006 roku, pojeździłam trochę w terenie. Tak mi się spodobało, że zaraz zapisałam się na kurs. Jak chcecie - mogę polecić doskonałą szkołę - nazywa się ProMotor (Warszawa), i prowadzą tam szkolenia bardzo mili ludzie, tacy jak Tomek Kulik, Adam Chaciński, Piotrek Gadaj i inni. Mili to jedno, drugie i najważniejsze to ich profesjonalizm. Szkołę skończyłam w listopadzie a 4 kwietnia 2007 r. zdałam (za pierwszym razem) egzamin na motocykl. Miała to być moja nowa namiętność, nie spełniła się ale jestem dumna, że zrobiłam to prawo jazdy. Jesienią okazało się, że mam problem z kręgosłupem jest tak poważny, że musiałam zrezygnować z tenisa i motoru. Ale się jeszcze nie poddaję. Kupiłam Suzuki GS500 od miłej Ani. Mogę polecić...

 

    No to... wakacje Dwa lata z rzędu wakacje spędziłam z rodziną w Borach Tucholskich. To jest miejsce nieodkryte, nie czuje się gonitwy ani turystów, tylko lasy, lasy, lasy, grzyby, jeziora. Ależ tam wspaniale; cisza, ogromna przestrzeń, codziennie ogniska, łażenie po lasach, ser, śmietana, mleko od gospodarzy... hamak. Czy trzeba więcej słów? My tam nie zasypialiśmy, my traciliśmy przytomność. Szczegóły? Mogę polecić... Lińsk 31, gmina Śliwice, www.andrearczyk.borytucholskie.pl

 

    No to... wózki drewniane do wożenia dzieci. Pamiętacie? Jak pamiętacie to jesteście już wiekowi i bardzo dobrze. Nie wiem czemu, nie pytajcie. No więc, pamiętacie jak to kiedyś bywało? Jak rodzice nas wozili w takich wózkach z dyszelkiem? Moja Hania w tym roku tego zaznała i zakomunikowała mi swoją refleksję mówiąc "kup mi". Co miałam robić biedny miś, kupiłam. Wożę trzpiota oraz jej koleżanki i kolegów z podwórka, a co! Mogę polecić, zerknijcie tylko. www.drewniaczek.com

 

    No to... kosmetyczka. Staram się dbać o sprawy wyglądu, stałam się niemal specjalistką wzakresie kto/co powinien sobie zrobić, żeby lepiej wyglądać. I jestem świadoma co sama powinnam zrobić. Wolałabym być jednak nieświadoma. Staram się od lat, wiecznie na diecie. Co w takiej sytuacji można zrobić? Biegać do kosmetyczki. Robię sobie różne takie na twarzy, na dłoniach, nogach, generalnie tu się coś wyrwie, tu się nalepi, posmaruje i już jest lepiej. Kosmetyczkę też mogę polecić. Jest to miła pani Beata.

 

    No to...czego nie lubię.

 

 

 

Tomasz Majer Dariusz Kamys Łukasz Pietsch

 

stronę opracowali: Aśka Kołaczkowska i Michał Włodarczyk

 

grafika: Michał Włodarczyk, www.wuem.pl