Kruszyna
Rodziłam się prawą ręką do przodu, tak zwana „przodująca rączka” i mogłam się udusić, ale nie zrobiłam tego. Nie ma głupich. Moja waga urodzeniowa raczej zwyczajna – 3250, czyli tyle co 3 koty w pęczku.
Dziecko na butelce i wiecznie w żłobku. Byłam jednym z tych szklistookich bobasów, który w masowym łóżeczku trzyma się poręczy, patrząc przed siebie w nadziei, że za chwilę chwycą go i przytulą jakieś ciepłe dłonie. I jak tu być normalnym?
Od samego początku moim żywiołem było spanie. O tym, żem senna informowałam świat słowami „ja ciem pać”. Teraz po prostu wywracam się i śpię. Drugi żywioł powoli się rozwijał. A’propose żywienia – mam na koncie jedną skandaliczną historię związaną z jedzeniem. W przedszkolu – zanim zaczęło się śniadanie – weszłam na stołówkę i wyżarłam z kanapek wszystkie szyneczki i pomidorki. Dzieci w tym dniu zjadły chleb z masłem, jeśli w ogóle pod szyneczką było masło.
Przygody z dzieciństwa: strącenie kubka z gorącą herbatą na twarz, po czym została mi blizna, skok z murku w stodole na deskę z wystającym gwoździem i bycie podeptanym przez stado krów.
Torba Małecki
„Moje przyjście na świat było przyjściem z głową. Do przodu. Nie było to łatwe dla mojej mamy, zważywszy, że ważyłem tyle co duża siatka kartofli, dokładnie 4,9 kg.
Najwięcej z tego ważyła głowa. Ten fakt zresztą mocno zaważył na jakości pierwszych lat mojego życia. Oprócz dużej głowy miałem małe stópki, co powodowało, że często się przewracałem. Głowa – jako najcięższy element – zgodnie z prawem grawitacji najszybciej dosięgała ziemi. Obijając się częstokroć już wtedy pewnie przygotowywała mój mózg do kabaretowej specjalizacji. Jako, ze poród był dla mojej mamy trudnym doświadczeniem, jako niemowlę starałem się jej to wynagrodzić. Dużo spałem, dużo jadłem, mało płakałem. Właściwie moja aktywność życiowa w tym okresie ograniczała się tylko do tych czynności … no może jeszcze wspomnę sprawianie, ze pieluchy wymagały prania.
Przygody: to, że imię i nazwisko Dariusz Kamys przybrało cielesną postać, zawdzięczam determinacji mojej mamy. Będąc w postaci ciążowego, okrągłego brzuszka, poważnie zagrażałem życiu mojej mamy. Na tyle, że lekarz doradzał chirurgiczne pozbycie się problemu. Irena Kamys powiedziała – Nie! Matczyne ryzyko zakończyło się szczęśliwie. I jak tu Jej nie kochać??
Synuś
Rodziłem się najzwyczajniej w świecie, głową do dołu. Ile ważyłem? Tyle co duży sandacz. Poród był szybki, a wcale nie musiał.
Wszystko przez kierowcę PKS, który to nie raczył bezczynnie czekać aż moja dalece ciężarna mama dojdzie do autobusu, tylko bezczelnie podjeżdżał sobie po kawałeczku. Taka wspaniała zabawa. Kiedy już się pobawił i postanowił jednak wpuścić ciężarną na pokład, mama zrewanżowała się znanym numerem pt. „wody odeszły”. A potem szpital i o 23.30 53 centymetry żywego, dorodnego bobasa pojawiły się na świecie. Aż się nie chce wierzyć, że to wszystko się tak rozciągnęło, te uda, ten brzuch – do takich rozmiarów. Tym bardziej, że jako niemowlak nie jadłem za dużo. Żałuję, straciłem takie cenne lata na unikaniu jedzenia. I to z taką obsługą! Mama i tata, jak w super restauracji…
Potem beztroskie „nicnierobienie”, za którym tęsknię, choć go nie pamiętam. Nie pamiętam też chwili, kiedy jako 15-miesięczny bobas wylałem na siebie gorącą kawę. Duuużą bliznę mam do dzisiaj, ale nie pokażę 🙂 A że znajduje się na brzuchu, to jest jak apetyt. Rośnie w miarę jedzenia. 🙂
Misiu
Pierwszą częścią mojego ciała, które zobaczyło światło dzienne były moje nogi. Był rok 1971. Szpital w Legnicy – niedziela. Nie miałem jakichś nadzwyczajnych parametrów – 3200, raczej waga mokrej nutrii i tejże długości.
Od samego początku byłem niemalże bezobsługowy. Jak byłem obżarty to przesypiałem całe noce. Jak nie, to też przesypiałem. Ugodowy od zawsze. Po latach mama przyznała się do jednego zdarzenia. Pewnego razu zasnęła ze mną na rękach, a ja sturlałem się jej na podłogę. Według jej zapewnień nie uderzyłem się wtedy w głowę. Uff.
Rosłem sobie spokojnie wcinając kaszę mannę z masełkiem, polaną kompotem truskawkowym, aż do pewnego zdarzenia… Gdy miałem dwa lata kopnął mnie prąd. Skopcił mi palec i od tego czasu dziadek mówił do mnie Tomcio Paluch. Blizna jest do dziś, ale na scenie staram się jako palca wskazującego używać tego z drugiej dłoni.
Jako dziecko, przez dłuższy czas miałem podejrzenie, że cały ten świat to wielka scenografia, a ludzie są aktorami. Ciekawe czy miało na to wpływ sturlanie się oraz porażenie prądem? Do dzisiaj się zastanawiam. Na nic więcej nie wystarcza mi czasu.